środa, 18 lipca 2007

plaża, dzika plaża

Czas zamarł, ugotowany południowym słońcem. Moje szare komórki też, nawet nie chce mi się czyścić obiektywu z niekoniecznie chcianych odcisków palca.

W spalonej słońcem Łodzi, każde oczko wodne widzi stadko amatorów. Każda fontanna w mieście chłodzi niejedno rozgorączkowane ciało.

Manufaktura. Fontanny nie tylko dla oka. Rynek nie tylko dla piechura. Raj dla oczu. Spójrz tutaj.
Miejsce wyrwane z biednej polskiej rzeczywistości, która niemo gapi sie z drugiej strony ulicy. Nie ma Izraela Poznańskiego, który troszczył się o swoich pracowników.

Nastał dziki kapitalizm, jak dzika plaża. Sprytnie zresztą zorganizowany, przez tych, co rośli w socjalistycznym gnoju.